poniedziałek, 23 lipca 2012

Bleach 1.2


Z perspektywy Karin.
Biegliśmy do sklepu Urahary, gdy nagle Ichigo coś krzyknął.
Nie wiedziałam, co się dzieje i o co konkretnie mu chodzi. Wtem poczułam jak ktoś mnie obejmuje a przy uchu słyszę.
-Ryuusenka! – Poznałam ten głos bez najmniejszego problemu, a przede mną pojawiły się lodowe ściany. Na końcówkach włosów zauważyłam zaś małe sople. – Wybacz, trochę przesadziłem.
-Toshiro! – W tym momencie ściany rozjarzyły się czerwonym światłem oraz lekko zadrżały. Byłam przerażona tym, co się dzieje.
-Spokojnie, zaraz będzie po wszystkim. Te ściany wbrew pozorom są bardzo wytrzymałe. – Stwierdził spokojnie. – Będziesz musiała tu chwilę zostać…
-Ale miałam iść do Urahary… - Było mi niemiłosiernie zimno, choć był środek czerwca.
-Chyba nie chcesz dotrzeć tam w kawałkach, no nie? – Zapytał wypuszczając mnie z objęć.
-No, nie… - Urwałam w połowie, gdy na ramionach poczułam ciepłe haori należące do niego
-Zaraz wracam. – Nie wiedzieć, czemu złapałam go za nadgarstek, a gdy zdziwiony odwrócił się przodem do mnie, wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek.
Odsunęłam się zaczerwieniona, a chłopak był lekko zaskoczony.
-Uważaj na siebie. – Powiedziałam uśmiechając się niepewnie.
-A ty nigdzie nie odchodź.
W ścianie zrobiło się przejście i Toshiro zostawił mnie samą, ale nie na długo. Gdy wrócił zobaczyłam, że jest ranny.
-Toshiro! – W momencie znalazłam się przy nim. – Pokaż mi to ramię.
-Nie trzeba Kurosaki, widzisz? – Jakby na potwierdzenie tych słów, na ranie zaczęła tworzyć się powłoka z lodu.
-Głupek! Odmrozisz sobie rękę!
-Do niczego takiego nie dojdzie Kurosaki… daj rękę.
-Ale…
-Nie marudź. – Powiedział przykładając dłoń do „opatrunku”. O dziwo powłoka nie była lodowata jak początkowo zakładałam, lecz nieco zimniejsza od skóry ludzkiej. – Ten lód mnie chroni… jest częścią mnie, więc nie masz się, czym martwić. Chodź musimy dostać się do Urahary.
-Ale jesteś pewien, że nic ci nie będzie?
-Skoro tak cię to martwi Kurosaki to zrobię opatrunek w sklepie, a teraz nie mamy czasu.
-Dobra.
-Jeszcze jedno. Gdybym został w tyle, masz na mnie nie czekać tylko biec do Urahary. Zrozumiałaś?
-Tak…
-To dobrze. – Po raz pierwszy zobaczyłam u niego uśmiech. – Idziemy.
W lodowej ścianie zrobiło się przejście. Jak się okazało nie była to żadna kopuła ale byliśmy we wnętrzu ogromnego lodowego kolca, nawiasem mówiąc jednego z tysięcy i mogłabym przysiąc, że na końcu tej drogi stał czarny olbrzym z białą maską.
-Nie mamy czasu…, choć. – Białowłosy niecierpliwie pociągnął mnie za rękę, nie dając czasu na podziwianie.
Biegliśmy jakieś pięć minut, a Toshiro cały czas w ręce trzymał katanę rozglądając się nerwowo.
-Osiądź na zmrożonych niebiosach, Hyourinmaru! – Sierp na łańcuchu przeleciał nad moją głową, a za mną rozległ się krzyk Pustego.
 Z wrażenia, jakim było wyjątkowo silne reiatsu Hollowa upadłam na asfalt.
Ktoś mnie minął… nawet nie wiedziałam, kto. Byłam zbyt przygnieciona siłą tego reiatsu, które pełne było żądzy krwi. Nie mogłam oddychać. Trzymałam się za klatkę piersiową i starałam się złapać oddech.
-NA, CO CZEKASZ KUROSAKI!! UCIEKAJ! – Odwróciłam powoli głowę i zobaczyłam białowłosego stojącego za mną. Jego katana została złapana przez olbrzymiego stwora. –RÓB, CO MÓW…
Nie dokończył zdania, bo hollow przeorał szponami po jego klatce piersiowej. To była cena za chwilę nieuwagi kapitana.
Toshiro osunął się na kolana upuszczając katanę, która z głuchym brzdękiem wylądowała na asfalcie, po czym wróciła do swojej pierwotnej postaci. Po kilku sekundach i on podzielił los miecza i leżał teraz nieprzytomny na ulicy.
-TOSHIRO!! – Wrzasnęłam widząc jak wokół niego powiększa się plama krwi. Po kilku sekundach lekko się poruszył, ale tylko po to by lekko złapać moją dłoń i ochrypłym, pełnym wysiłku i bólu głosem powiedzieć.
-Miałaś uciekać… Karin… - Po raz pierwszy usłyszałam jak nazywa mnie po imieniu zawsze było „Kurosaki” albo bezosobowo. Byłam w szoku.
W tym momencie nie wiedziałam, co robię. Jak w transie podniosłam jego miecz.
„Nie jesteś moim panem” usłyszałam głęboki męski głos w mojej głowie. Nie wiedząc czy to coś da odpowiedziałam w myślach „Proszę pomóż mi… ten jeden raz… życie Toshiro jest zagrożone… błagam cię Hyourinmaru… proszę.”
Nagle obok mnie pojawił się mężczyzna w długiej niebiesko granatowej szacie, długimi morskimi włosami oraz lodowymi rękami i ogonem. Mrugnęłam kilkakrotnie oczami myśląc, że to iluzja, ale obraz nie zniknął.
-Poprowadzę cię tylko jeden raz. Zapamiętaj to.
-Dziękuję Hyourinmaru… - Powiedziałam zaciskając dłonie na rękojeści katany.
-Przygotuj się… - lekko ugięłam nogi, choć sama nie wiem, czemu po chwili mężczyzna położył swoje dłonie na moich i powiedział. – Będę kierował twoimi ruchami, ale ostateczny cios musisz zadać ty… zapamiętaj to. Celuj w głowę i postaraj się włożyć w ten atak swoją energię duchową. Gotowa?
-T…tak.
-Dobrze, ruszamy Karin. – Jak na komendę moje ciało zaczęło się poruszać. Biegłam na wprost bestii robiąc zgrabne uniki. Nagle wzbiłam się w powietrze a Hyourinmaru powiedział. – Teraz! Zadaj ostateczny cios!
Zamachnęłam się kataną, cały czas myśląc o białowłosym. Ostrze rozbłysło jasnofioletowy światłem, a maska, z którą się zetknęło rozpadła się na pół. W tym momencie poczułam jak opuszczają mnie wszystkie siły.
Hollow rozpadł się w nicość, a ja zaczęłam spadać. Jak się okazało w czyjeś ramiona. Silne a zarazem zimne jak lód.
-Zwariowałaś do reszty… - usłyszałam jego cichy szept, dochodzący do mnie z oddali. Resztką świadomości odnotowałam, że przycisnął mnie mocniej do swojego torsu i zaczął biec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz