poniedziałek, 23 lipca 2012

Bleach 2.2


Przeniknęłam przez drzwi do sklepu a następnie pokoju Urahary.
-Herbaty Kurosaki-san? – Zapytał leniwie nie widząc przerwanego łańcucha przeznaczenia.
-Odeślij mnie proszę Urahara-san! – Krzyknęłam przenikając przez stół.
-Kurosaki-san… co ci się stało?
-Odeślij mnie do Soul Society… hollowy zaczęły polować!!!
-Czemu masz przerwany łańcuch przeznaczenia?
-Bo właśnie przed chwilą zginęłam.
-Jeśli tak to ujmiesz… pożegnałaś się?
-Nie… zostawiłam wiadomość.
-Gdzie?
-Mały chłopiec, który zobaczył mnie w tej formie ma coś przekazać tacie…
-I jesteś tego absolutnie pewna?
-Czego tu być pewnym Urahara-san! Nie mam ochoty stać się przekąską Hollowów!! A tym bardziej nie chce stać się jednym z nich!!
-No dobrze… Benihime. – Drewniana laska zmieniła się w katanę z drewnianą rękojeścią i czerwoną szarfą z pomponem.
-KARIN! Urahara wiem, że ona tu jest! – Krzyczał Ichigo, tylko jego tu brakuje.
-Odejdź w spokoju do świata dusz… - powiedział kapelusznik przykładając rękojeść do mojego czoła. – Bezpiecznej drogi Kurosaki Karin.
Na czole zajaśniał znak „władca śmierci”, a pode mną na podłodze powstał niebieski świetlisty krąg, który zaczął mnie wciągać.
-KARIN! – Ichigo wpadł do pokoju, gdy byłam w połowie drogi. – COŚ TY JEJ ZROBIŁ!
-Ichinii… -wyszeptałam uśmiechając się smutno. - …seyounara…, Urahara-san… arigatou.
Z tymi słowami znikłam z tego świata.
***
Z perspektywy Ichigo.
-COŚ TY JEJ DO JASNEJ CHOLERY ZROBIŁ!! – Wrzasnąłem, gdy Karin odeszła całkowicie.
-Nic jej nie zrobiłem. – Powiedział spokojnie sklepikarz sprowadzając swój miecz do formy laski.
-Tak?! A to, co to było do jasnej cholery?! – Krzyczałem łapiąc go za brzeg kimona.
-Spokojnie Kurosaki-san… powiem Ci jak się uspokoisz.
-JA. JESTEM. SPOKOJNY!
-Właśnie widzę.
-Mów.
-Poprosiła o odesłanie do Soul Society…
-Co?! Przecież Inoue mogła jej pomóc!
-Jej łańcuch przeznaczenia był doszczętnie zniszczony, nawet Orihime-san by jej nie uratowała. Twoja siostra wolała to niż zostanie pożartą przez hollowa.
-Doszczętnie… zniszczony…?! Nie wierzę! Inoue dałaby radę.
-Przykro mi Kurosaki, ale nie dałoby się już nic zrobić. Tak zniszczonego łańcucha jeszcze nigdy nie widziałem.
-KUSO!! – Wykrzyczałem uderzając dłonią w stół. Najpierw matka, teraz ona. To się nie dzieje naprawdę! To jest jakiś koszmar!!
Wyszedłem ze sklepu jak skazany na śmierć. Nagle poczułem, że moja kieszeń wibruje. Wyciągnąłem telefon a na wyświetlaczu pojawił się jakiś nieznany numer.
-Halo…?
-Ichinii… - usłyszałem płaczliwy głos Yuzu, po chwili już nie byłem w stanie zrozumieć ani słowa do momentu, w którym nie usłyszałem rzeczowego tonu w słuchawce.
-Kurosaki przyjeżdżaj natychmiast do szpitala mojego ojca, twoja siostra jest w stanie załamania nerwowego.
-Ishida… co tam się stało?
-Twoja druga siostra została potrącona przez pędzący samochód ciężarowy. Tylko tyle wiem.
-Zaraz tam będę…, co z moim ojcem?
-Rozmawia z moim.
-Zaopiekuj się Yuzu przez chwilę…
-Nie musisz mi tego mówić. – Po tych słowach przerwał połączenie.
***
Z perspektywy Karin.
Obudziłam się w środku lasu. Miałam na sobie ciemno fioletową yukatę z delikatnymi kwiatami śliwy jako motyw ozdobny i niemal czarne obi z tym samym wzorem.
Zastanawiałam się, dlaczego nie jestem ubrana w to, co miałam podczas śmierci… było by mi wygodniej niż w niepraktycznej yukacie.
Podniosłam się powoli z ziemi i otrzepałam nowe wdzianko. Rozglądnęłam się po okolicy, więc to jest Niebo. Nawet ładnie tu…, ale jakiś drogowskaz mógłby być.
Wyszłam na drogę i nie wiedziałam, w którą stronę się udać. Po chwili wahania poszłam drogą na wschód… przynajmniej tak myślę.
Po kilku godzinach doszłam do jakiejś gospody, która delikatnie rzecz ujmując nie powalała urodą, ale zapachem już tak… nawet z tej odległości czułam odór alkoholu i potu. Dla własnego bezpieczeństwa ominęłam ją szerokim łukiem.
Szłam dalej przez las i nic nie zapowiadało rychłego jego końca. Ta ciągła wędrówka też dawała mi się we znaki. Nie wiem, czemu cały czas kręciło mi się w głowie a w czaszce łupało jak by ktoś młotkiem walił.
Nagle przede mną pojawili się trzej dobrze zbudowani mężczyźni. Wszyscy bez wyjątków mieli podarte i brudne ubrania, albo to co nimi było w czasach zamierzchłych, a przy pasie obowiązkowo znajdowała się katana. Nie zaprzeczając katana przy takiej ilości mięśni to po prostu zabójczy efekt… i to dosłownie.
Usunęłam się im z drogi nie chcąc zaczynać bójki… w końcu nie znam panujących tu obyczajów.
-Panienka taka jak ty nie powinna zapędzać się samotnie do Kusajishi… bywa tu niebezpiecznie. – Powiedział stojący w środku. Miał na sobie zgniłozielone wdzianko.
-Dziękuję za ostrzeżenie. – Odpowiedziałam przestawiając się na tryb Yuzu. Wobec nich lepiej być uprzejmym.
-Jaka miła… jak się nazywasz?
-Karin… - udałam, że nie pamiętam nazwiska. Przeczucie mówił mi że lepiej tego nie robić.
-Nie pamiętasz nazwiska? – Zapytał stojący po lewej ręce tego w zielonym wdzianku. Ten dla odmiany miał łososiowe. Trzeci miał granatowe.
-Niedawno się tu obudziłam. – Mężczyźni rzucili sobie znaczące spojrzenia.
-A teraz grzecznie pójdziesz z nami. – Powiedział ten w granatowym wyciągając katanę. W jego ślady poszli pozostali dwaj i teraz z trzech stron w moje gardło wycelowane były wyszczerbione ostrza.
Nie wiedząc, o co im konkretnie chodzi cofnęłam się o krok, ale mężczyźni dalej uśmiechali się szeroko i nie był to przyjemny widok, no, kto lubi patrzeć na czarne zęby z wielkimi dziurami symbolizującymi ich utratę z przyczyn naturalnych (zepsucie), bądź mechanicznych?
Ostrza dotykały mojej szyi i teraz wystarczyło najmniejsze pchnięcie z ich strony bądź mój krok by szpic katany wbił się we mnie. To było dla mnie za dużo jak na jeden dzień, naszpikowany skrajnymi emocjami, a i podróż „na drugą stronę” też zrobiła swoje. Byłam potwornie zmęczona a dodatkowo zaczęło kręcić mi się w głowie. Po chwili była już tylko ciemność i pustka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz