poniedziałek, 23 lipca 2012

Bleach 2.12


Zaznaczam iż rozdział może zawierać treści przeznaczone dla czytelników +16


Z perspektywy narratora:
Po raz kolejny wymknęła się z domu, zostawiając śpiącego brata, musiała zarobić na jedzenie dla nich, a nie chciałaby młody widział ją w pracy. To co robiła było jedną z wielu rzeczy, których w życiu by się nie podjęła gdyby nie fakt że czekał n anią mały braciszek. Dla brata była poświęcić wiele, nawet własne ciało.
Powoli weszła na scenę gdzie w każdy piątek tańczyła przed shinigami, a ci potrafili jej się odpłacić za to, co robiła. Prócz pensji od kierownika baru gdzie tańczyła na rurze, dostawała to, co jej dali zadowoleni widzowie.
Zaczęła grać muzyka. Ubrana w czarną bieliznę tańczyła do rytmu muzyki, na ustach błąkał się wyćwiczony sztuczny uśmiech, który doskonale maskował obrzydzenie tym, co robiła. 
Tańczyła,kiedyś sprawiało jej to radość, teraz napawało ją to obrzydzeniem, ale i tak zawsze mogła trafić gorzej i skończyć jako prostytutka z niepewnymi zarobkami i
chorobami jako premią. Przynajmniej tyle, że nie rozbierała się przed widownią, tylko tańczyła, a klienci nie sprawiali większych problemów. Raz w tygodniu,zarabiała tyle by wyżyć z bratem do następnego występu.
Wykonywała mniej i bardziej skomplikowane akrobacje na rurze i nie tylko, a czarne kręcone włosy pozostawały w artystycznym nieładzie.
Była w trakcie kolejnej akrobacji, gdy na scenę wszedł mocno pijany mężczyzna co spotkało się z gwizdami pozostałych.
-Mała… hik…roz… hik… bie… hik… raj… hik… się. – Wybełkotał zataczając się.
Patrzyła na niego zdziwiona, a tłum podłapał pomysł by się zaczęła rozbierać ze skąpego już i tak ubrania.
-Panowie,proszę się uspokoić, bo Mi-chan nie będzie tańczyć. – Odezwał się właściciel lokalu. To otrzeźwiło skandujących, ale nie pijanego.
W końcu po paru minutach ktoś go zabrał ze sceny i tańczyła dalej. Kątem oka dostrzegła,że kierownik rozmawia z mężczyzną.
Jakąś godzinę później skończyła swój występ i poszła się ubrać w yukatę oraz wziąć pieniądze.
Gdy była już ubrana podeszła do pokoju kierownika i zapukała.
-Wejdź Mi-chan. – Usłyszała polecenie.
-Hai. –Przekroczyła próg pomieszczenia.
-Twoja pensja. – Podał jej pieniądze. Dziewczyna uważnie przeliczyła kwotę.
-Jest więcej niż powinno.
-W ramach rekompensaty za przerwanie występu, potraktuj to jako napiwek od gościa.
-Hai, oyasumi nasai kierowniku.
-Dobranoc Mi-chan. – Ukłoniła się i wyszła. Pieniądze schowała do małej torebeczki, którą wsadziła za obi.
Wychodziła zawsze tylnymi drzwiami, więc drogę znała niemal na pamięć. Musiała okrążyć niemal cały budynek by trafić na główną drogę. Szła powoli, zamyślona, więc nie zauważyła, że ktoś przed nią stoi.
-Przepraszam.– Powiedziała kłaniając się, gdy uderzyła w osobę.
-O… szy ja dopsze widze? – dopiero po chwili dotarło do niej z kim ma do czynienia, był to owy mężczyzna z baru, który chciał ją rozebrać. – Szekałem… hik… na Ciebie…hik… kotek…
-Nie sądzę.– próbowała go ominąć bez skutku. – Proszę mnie przepuścić…
-Chodź… -Nagle mężczyzna jakby otrzeźwiał i mocno ścisnął jej dłoń. – Zabawimy się mała…
-C… co…nie… puszczaj! – próbowała się uwolnić z uścisku, ale mężczyzna był bardzo silny. – W… weź pieniądze… a… ale mnie zostaw…
-Skarbuś tu nie chodzi o pieniądze. – wepchnął ją do jaskini gdzie znalazł się jakiś materac, pościel i inne rzeczy. Zupełnie jak by wszystko sobie zaplanował. Odludne miejsce i do tego w jaskini... Przyparł ją twarzą do ściany i zaczął rozwiązywać obi. – Tu chodzi o Ciebie.
Została w spodniej yukacie i leżała teraz przerażona na materacu. Ręce i nogi zostały związane. Nie wiedziała że nieświadomie uwalnia bardzo wysokie pokłady energii duchowej.
-B… błagam…proszę… mnie… puścić…
-Nic Ci tonie da… dopóki cię nie przelecę… to zaczynamy~~! – rzucił papierosa na ziemię.Uwolnił jej nogi by móc się zabawić. Rozwiązał także białą tasiemkę przy yukacie.
Szarpała się z nim krzycząc lecz to powodowało wzrost wściekłości napastnika. Rozciął nożem jej stanik i zaczął całować jej piersi schodząc powoli na brzuch.Zatrzymał się tuż nad majtkami. Gdy zsuwał bieliznę z jej bioder powiedział. –Nie zamierzam być delikatny.
-Błagam…nie… - szepnęła cały czas płacząc. Mężczyzna na siłę rozszerzył jej nogi. –Nie… proszę… NIE!
Zamknęła oczy by nie patrzeć na to co się dzieje. Nagle usłyszała krzyk oprawcy.
-K**wa! –Otworzyła powoli oczy. Mężczyzna trzymał się za krocze, a coś, co jeszcze nie dawno było jego przyrodzeniem leżało tuż przed jej łonem. Widząc to zaczęła się cofać przestraszona. – K**wa! 
W wejściu do jaskini stał wysoki mężczyzna w ciemności odcinało się tylko jego białe haori oraz wirująca różowa masa. Po chwili wnętrze jaskini rozświetliło się przy pomocy kilku kulek z kidou.
***
Z perspektywy Asami:
Mężczyzna który pojawił się w jaskini okazał się być niebywale przystojny, miał czarne włosy spięte przy pomocy kenseikanu, a do tego czarne shihakushio i białe haori. Szyję otuloną miał jakimś szalikiem.
Jego zimne spojrzenie zatrzymało się dłużej na mnie. Skuliłam się, byłam praktycznie naga.Powoli ruszył w moim kierunku.
-Co zrobiłeś sku… K… Kuchiki-taichou?! – przerażenie z jakim niedoszły gwałciciel wypowiedział nazwisko i stopień oznaczało że nowo przybyły cieszy się dużym szacunkiem w Seiretei.
-Milcz. –jego głos choć głęboki miał w sobie dużo chłodu. W jego dłoni widziałam tylko rękojeść miecza, lecz po chwili różowe płatki zaczęły znikać, a od tsuby wyłaniało się ostrze.
Podszedł do mnie i bez słowa przeciął linę na moich rękach.
Drżącymi dłońmi zasłoniłam się białą yukatą a następnie chwyciłam białą tasiemkę i przewiązałam się nią w pasie.
Nie zaprzątałam sobie głowy tym by zabrać pozostałe części garderoby czy pieniądze.Wybiegłam z jaskini nawet nie dziękując.
Wpadłam do prowizorycznej altany, w której mieszkałam z braciszkiem. Położyłam się w futonie obok i płakałam tak długo aż w końcu usnęłam.
***
Z perspektywy Ryoty:
Obudziłem się, była ładna słoneczna pogoda. Nee-san jeszcze spała, więc ubrałem się i nalawszy do miedniczki trochę czystej wody z wiaderka umyłem twarz. Jako iż siostra pracuje do późna postanowiłem, że nie będę jej budzić.
Nagle rozległo się pukanie.
-Dale desu ka? – Miałem nie małe problemy z wymową, więc wszystkich to śmieszyło, choć wszyscy z nee-san na czele uważali, że to urocze i adekwatne do wieku.
-Kapitan szóstej dywizji. Kuchiki Byakuya. – Coś mi się obiło o uszy kiedyś, ale co tonie pamiętam. Powoli odsunąłem drzwi i musiałem porządnie się wysilić by na niego spojrzeć.
-Haaai? –zapytałem lecz po chwili dostrzegłem w jego rękach yukatę nee-san. – Dlaciego ma pan ublanie mojej sioscycki?
-Siostry?
-Haai… Asami wa ole no nee-san desu…!
-Gdzie ona jest?
-Spi a kcie miała być? – Popatrzył na mnie zdziwiony.
-Jak masz na imię?
-Lyota.Obucić sioscycke?
-Tak.
-Plosem kwilę pociekać. – Zamknąłem mu drzwi przed nosem.

***
Dale desu ka? ->( Dare desu ka?) - kim jesteś?
Asami wa ole no nee-san desu...! -> (... ore no nee-san desu) - Asami jest moją starszą siostrą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz