poniedziałek, 23 lipca 2012

Bleach 2.3


Z perspektywy Ichigo.
Od dziesięciu minut byłem w szpitalu i dalej nie mogłem uwierzyć, że Karin naprawdę nie żyje. Dopiero, gdy zaprowadzono mnie do kostnicy, by potwierdzić jej tożsamość, musiałem przyjąć to do wiadomości.
Jej ciało było naprawdę zmasakrowane, choć i tak było już względnie poskładane, by nie zadawać jeszcze większego bólu rodzinie.
Podszedłem do stołu, na którym leżała. Na twarzy o dziwo dostrzegłem wyraz ulgi… nie wiem, dlaczego przecież powinna być przerażona… przynajmniej ja bym nie miał takiego spokojnego wyrazu twarzy w momencie, gdy pędzi na mnie ciężarówka.
Urahara miał rację. Jej już nic nie mogło pomóc… nawet Inoue by tu nic nie poradziła. Kilkakrotnie złamany kręgosłup, żebra przebiły serce i płuca, kończyny dolne obrócone o 180 stopni i połamane do tego stopnia, że co większe kawałki przebiły skórę. Przedramię zmiażdżone całkowicie, a kość ramieniowa powędrowała wewnątrz jej ciała przebijając, co ważniejsze żyły, tętnice oraz tchawicę a następnie zatrzymała się na obojczyku. O dziwo twarz nie ucierpiała za bardzo. Jedynie mocne zadrapania po spotkaniu z asfaltem.
-Czy poznaje pan tę osobę? – Ciszę w prosektorium przerwał monotonny głos patologa.
-Tak…
-Imię i nazwisko.
-Kurosaki Karin.
-Dzień i miesiąc urodzenia…
-6 maj.
-Wiek.
-Siedemnaście lat.
-A pan jest?
-Kurosaki Ichigo. Brat.
-Proszę tu podpisać. – Powiedział patolog podając mi wypełnioną kartę zgonu.
Drżącą dłonią wziąłem on niego długopis w napisałem kanji, którego za Chiny ludowe odczytać nie mogłem, ale mniejsza o to.
-Ciało będzie można odebrać jak policja skończy sekcję, czyli za jakiś tydzień góra dwa. – Powiedział pisząc coś na małej kartce, którą przyczepił do wystającego spod białego prześcieradła, palucha Karin. – Akt zgonu będzie do odbioru jutro rano u Pana Ishidy.
Szczerze powiedziawszy nie słuchałem go, i tak ojciec dowie się wszystkiego od właściciela szpitala, więc mnie to do szczęścia nie potrzebne.
Wróciłem na pierwsze piętro gdzie ostatni raz widziałem Uryuu wraz z Yuzu oraz Rukię. Usiadłem na jednym z tych nie wygodnych krzeseł i ukryłem twarz w dłoniach. Po kilku minutach poczułem czyjąś drobną dłoń na moim ramieniu.
-Ichigo… - jej cichy kojący głos tuż przy moim uchu.
Milczałem, a ona wraz zemną. Nagle senną ciszę przerwał krzyk dziecka połączony z czymś innym.
-Hollow…- szepnęła, a ja w momencie wiedziałem, o co chodzi. Podniosłem się, a Rukia usiadła na moich kolanach, po czym zmieniła się w shinigami.
Nie było czasu na bawienie się w pigułki duszy, więc przyłożyłem odznakę do jej piersi i w momencie pobiegła w stronę okna a ja przykryłem ją bluzą, że niby usnęła. O to nikt się czepiać nie będzie.
***
Z perspektywy Rukii.
To, co zrobiliśmy w tym momencie było trochę ryzykowne, ale nie ma czasu do stracenia. Trzeba było działać. Ten, hollow jest naprawdę silny, co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości, a w dodatku jest całkiem niedaleko.
Przebiegłam przez korytarz by wyskoczyć przez otwarte okno, gdy jakiś chłopiec nagle krzyknął.
-Mamo zobacz!!! Pani w czarnym kimonie chce wyskoczyć przez okno!
-Saki, o czym ty mówisz? Tu nie ma żadnej osoby w czarnym kimonie.
-Ale mamo naprawdę!!! Ona ma katanę przy pasie!
-Saki… tu naprawę nikogo takiego nie ma. Czego żeś się znowu na oglądał?
-Ale ja nie kłamię. A poza tym chcę zobaczyć Karin-neesan!
Nie miałam teraz czasu na zastanawianie się czy ten dzieciak był świadkiem tego, co się stało z siostrą Ichigo czy po prostu zbieżność imion. Wyciągnęłam katanę.
-Tańcz, Sode no Shirayuki! – Miecz stał się cały biały w momencie, gdy wylądowałam na parkingu przed szpitalem. – Pierwszy taniec, Tsukishiro!
Ludzie zaczęli krzyczeć, gdy na środku pojawiła się biała wieża. Niestety hollow stracił tylko ogon.
Ryknął wściekle niszcząc jakiś budynek.
-Następny taniec, Hakuren! – Tym razem potwór nie zdołał uciec, a ludzie oniemiali wpatrywali się w moje dzieło jak by to było dziwne…, a no tak zapomniałam, że przecież nie wiedzą, o co chodzi.
Pośpiesznie dokończyłam swe dzieło zniszczenia i sprowadziłam katanę do pierwotnego wyglądu. Z smutnym uśmiechem na ustach wskoczyłam na okno.
-Ja chcę zobaczyć Karin-neesan! – Krzyczał ten sam chłopiec, który zobaczył moją duchową formę. – Karin-neesan powiedziała, że mogę ją odwiedzać!
-Proszę wybaczyć, ale nie mogę udzielać informacji o pacjentce komuś z poza rodziny…
-Ale ja mam coś ważnego do powiedzenia!!!
-Wybacz chłopcze zasady to zasady.
-A jej tata?! – Krzyczał malec. Lekarz westchnął głośno i wskazał w naszym kierunku.
-To jest brat panny Kurosaki… - malec już biegł do nas, na szczęście zdążyłam wrócić do gigai.
***
Z perspektywy Ichigo.
Rukia wróciła do gigai w ostatnim momencie, gdy przed nami pojawił się owy wrzeszczący chłopiec.
-O… oniisan… ty jesteś bratem Karin-neesan? – Zapytał przecierając oczy rękawem bluzy. Miał może sześć lat i brązowe włosy, oczy koloru piwnego.
-Taa… - mruknąłem, a malec zaczął krzyczeć jak opętany.
-To moja winaaaa! To przeze mnie Karin-neesan miała wypadek! – Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, a ja nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Widziałem jak szeptają między sobą. W pewnej chwili podbiegła owa kobieta, która rozmawiała z lekarzem.
-Najmocniej przepraszam za niego… - zaczęła przestraszona kobieta. Malec był bardzo do niej podobny, więc podejrzewam, że to jest jego mama. – Saki nie wolno zaczepiać obcych…
Skarciła chłopca próbując go odciągnąć ode mnie.
-Nic nie szkodzi. – Powiedziałem widząc zdeterminowaną twarz malca.
-Saki idziemy.
-Mamooo! Ale to brat Karin-neesan! –Pisnął malec próbując się jej wyrwać. W końcu udało mu się jej wyrwać i mocno przylgnąć do mojej ręki. –To moja winaa… ja… ja mam wiadomość…
W tym momencie rozpłakał się na dobre, a ja otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia czyżby ten chłopiec był świadkiem tego, co się stało mojej siostrze? Nie miałem czasu na głębsze przemyślenia, bo na ramieniu poczułem dłoń ojca.
-Co się tutaj dzieje? – Zapytał poważnie, o dziwo bez ogromnego uśmiechu na twarzy.
-Sam chciałbym wiedzieć. – Teraz żeby było zabawniej mały przylgnął do nogi mojego ojca. Zdziwiony spojrzał na chłopca a jego zachowanie uległo diametralnej zmianie, lecz jego oczy pozostały smutne i poważne.
-Czemuż płaczesz młody człowieku?! Chłopcy w twoim wieku nie powinni płakać! – Ojciec podniósł brązowowłosego, który mocno opatulił rączkami jego szyję, a matka próbowała go oderwać od Isshina.
-Naprawdę pana przepraszam… nie mam pojęcia, co dziś w niego wstąpiło… Saki… przeproś pana i chodź. – Kobieta próbowała odciągnąć malca od szyi ojca, ale z marnym skutkiem.
-Pan jest tatą Kurosaki-neesan?
-Tak… - westchnął smutno.
-Ja… ja mam wiadomość dla pana! – pisnął jeszcze mocniej trzymając się szyi ojca. Ojciec spojrzał na mnie marszcząc brwi. – Karin-neesan kazała panu powiedzieć…, że… bardzo pana kocha… i przeprasza…
-Dziękuję ci chłopcze… - powiedział z lekkim uśmiechem. Czyżby znów się pokłócił z Karin? – Naprawdę jestem Ci bardzo wdzięczny.
Brązowowłosy lekko kopnął mnie w łydkę. Popatrzyłem na niego groźnie… w szpitalu scen robić chyba nie będziemy. Kopnął mnie ponownie i spojrzał na Rukię marszcząc przy tym brwi.
Poczułem jak czarnowłosa wkłada mi coś do ręki… zmieniacz pamięci? Szturchnęła mnie lekko i wskazała głową na ojca. No tak… lepiej żeby ten mały nie pamiętał tego co dziś się wydarzyło. Tak będzie lepiej dla niego i jego mamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz