poniedziałek, 23 lipca 2012

Bleach 2.5


Wieczór z perspektywy Truskawki.
Siedziałem w jadalni i tępo wpatrywałem się w ścianę, którą przyozdabiał ogromny plakat przedstawiający uśmiechniętą twarz matki.
Wróciłem do domu po ponad rocznej nieobecności i to tylko, dlatego że Rukia mnie do tego namówiła. Przez te cztery lata odkąd niemal na stałe jest na ziemi, zmieniła się. Stała się bardziej… jak by to określić, bardziej ludzka? Tak, chyba można tak powiedzieć.
Miała, co prawda dziwne nawyki, czego dobrym przykładem może być nauka języka współczesnego z jakiejś dziwnej mangi, ale to dawało się wytrzymać.
Względna cisza napierała na moje uszy, to chyba najgorsze, co może być, gdy nie można zasnąć. Siedzieć w ciszy, której nie przerywa nawet ruch uliczny, czy zapłakana siostra. W sumie nie dziwię się, Yuzu że śpi, po takiej dawce leków na uspokojenie też bym pewnie spał jak zabity, zresztą ojciec Ishidy nieźle się natrudził przy wstrzykiwaniu leków mojemu ojcu. Po raz pierwszy widziałem go w takim stanie, nawet po śmierci mamy nie był aż tak zdołowany jak teraz.
Usłyszałem ciche kroki na schodach. Tylko jedna osoba mogła normalnie spać w tym domu nie korzystając z środków nasennych, mianowicie moja żona.
Przez te cztery lata wiele się zmieniło, w tym mój stan cywilny. Pół roku temu wziąłem ślub z Rukią, ale nikt nic o tym nie wie.
-Ichigo, czemu nie śpisz? – Zapytała zmartwiona dotykając ciepłą dłonią mojego policzka. Nic nie odpowiedziałem tylko przyciągnąłem ją do siebie. Potrzebowałem teraz jej bliskości. Objąłem ją w talii a policzek przyłożyłem do jej brzucha.
-Ichigo… to był ciężki dzień. – Szepnęła mierzwiąc mi włosy. Podniosłem głowę by spojrzeć w jej oczy, były zmartwione a zarazem zmęczone. – Musisz odpocząć Ichigo…
Odsunęła się trochę i lekko pociągnęła za rękę do góry. Posłusznie podniosłem się z kanapy.
-Mam tylko jedno ale…
-Mhm…?
-Zostaniesz ze mną. Nie pójdziesz do pokoju Yuzu.
-To chyba oczywiste. – Powiedziała powoli idąc w kierunku schodów. Bez ostrzeżenia wziąłem ją na ręce i pokonałem stopnie.
Położyłem ją na łóżku a następnie ułożyłem się obok niej. Przytuliła się do mojego torsu, a ja w międzyczasie okryłem nas szczelnie kołdrą.
-Nee, Rukia… - zacząłem cicho bawiąc się jej dłuższymi włosami.
-Tak…? – Odpowiedziała sennie.
-Jak się żyje w Soul Society?
-Zależy od dzielnicy…, ale na ogół spokojnie. Nie licząc dzielnicy Zaraki i Kusajishi. Tam zawsze przelewa się krew, choć jest dużo spokojniej odkąd Kempachi wstąpił do Gotei 13.
-Pocieszyłaś mnie…
-Ichigo. – Powiedziała podnosząc się na łokciach. – Wiem, że martwisz się o Karin, ale możesz być pewien, że Kapitan Hitsugaya na pewno już się nią zaopiekował.
-Ale…
-Nic się jej nie stanie… kapitan na to nie pozwoli. Na pewno jest bezpieczna i zdrowa.
-Jesteś tego pewna?
-Tak, jestem. A teraz śpij spokojnie, Ichigo. – Po tych słowach pocałowała mnie w usta.
-Dobranoc… - ucałowałem jej czoło i przymknąłem oczy, ale i tak nie mogłem zasnąć.
***
Z perspektywy Toshiro.
Cholerna Matsumoto. Znów zapiła razem z Hisagim i Kirą, a ja muszę siedzieć nad raportami! Przecież to do jej zawszonych obowiązków należy ich wypełnianie! I co mnie obchodzi to, że akurat tydzień temu minęło dokładnie sześć lata od jego teoretycznej śmierci? Rozumiem jeden dzień, ale żeby aż siedem? To już lekka przesada zwłaszcza, że co noc kończy się na tym, że porucznicy przynoszą ją bredzącą od rzeczy do baraku.
Gdyby wiedziała, że Gin żyje, być może przestała by się tak nad nim użalać, ale Generał stanowczo zabronił mówić komukolwiek, tylko obecni kapitanowie byli wtajemniczeni w sprawę.
Poszukiwania kandydatów na Kapitanów trzeciego, piątego i dziewiątego oddziału wciąż trwały, choć Ichimaru będący pod obserwacją gdzieś w świecie żywych był brany pod uwagę. Po całej akcji w Karakurze Orihime udało się go uzdrowić bez świadka w postaci Matsumoto. Co generał ma w zamyśle nikt nie wie, a podporządkować się trzeba.
Westchnąłem głośno pozwalając sobie na chwilę przerwy. Te papierzyska nigdy się nie kończą! Wszystko przez Matsumoto, która chowa je po kątach zamiast powypełniać na bieżąco, jak na porządnego porucznika przystało.
Wstałem i przeciągnąłem się podchodząc do okna. Niedawno przyszedł raport o wysokiej aktywności reiatsu niewiadomego pochodzenia, ale co mnie to, mam ważniejsze sprawy od niezidentyfikowanej energii duchowej gdzieś w Rukongai.
Zatopiłem się we własnych myślach, lecz ktoś tę błogą chwilę spokoju przerwał pukaniem.
Zmieliłem pod nosem stek przekleństw.
-Wejść. – Powiedziałem chłodno spodziewając się kolejnej dostawy dokumentów do wypełnienia.
O dziwo drzwi nie zostały otwarte z impetem jak to mieli w zwyczaju niektórzy oficerowie i moja porucznik, lecz cichutko jakby w pokoju spało niemowlę lub coś w te deseń. Zdziwiony patrzyłem na stojącą w drzwiach dziewczynę.
Była mniej więcej wzrostu Karin czyli około metr siedemdziesiąt, a ubrana była w ciemnofioletowe kimono przewiązane długim jasnoniebieskim obi. Jej kręcone fioletowe włosy falowały, choć nie było żadnego przeciągu.
Dziewczyna nie powiedziała ani słowa, co mnie niezmiernie zdziwiło. Po chwili rozpłynęła się w powietrzu a na korytarzu pozostały wirujące płatki kwiatów.
Przetarłem oczy, różne dziwactwa na świecie widziałem, ale tej dziewczyny nie. Czyżby to ona była sprawczynią zamieszania w Rukongai tuż przed południem?
Nie mniej postanowiłem to sprawdzić i ruszyłem śladem walających się po podłodze płatków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz