poniedziałek, 23 lipca 2012

Bleach 2.7


Szliśmy ulicami tego dziwnego miejsca, różowowłosa wisiała na ramieniu wielkoluda, na którego wołała Ken-chan. Mijani przechodnie szeptali na nasz widok a niektórzy pokazywali nas palcami. W ciszy, która panowała, kiedy przechodziliśmy obok stukot geto wydał mi się przerażający.
Szłam kilka kroków za nimi i niemal wpadłam na czarnowłosego, gdy ten zatrzymał się przed wielka bramą z wymalowaną jedynką na drzwiach. Zostawiliśmy buty i ruszyliśmy drewnianym podestem do sali zebrań.
Okazało się, że przybyliśmy jako ostatni i teraz wszyscy patrzyli się na nas.
-Widzę, że szanowny kapitan raczył się wreszcie zjawić wraz ze swoim porucznikiem. – Odezwał się pajac z wymalowaną mordą i niebieskimi włosami ułożonymi w jakąś dziwaczną fryzurę. – A to kto?
Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na mnie i zaczęli szeptać między sobą. Ja w tym czasie rozglądnęłam się po pomieszczeniu.
Na wprost siedział dziadunio z długą brodą i bliznami, a za nim stał siwowłosy mężczyzna… to chyba o tym na krześle Yachiru mówiła dziadunio. Po mojej prawej stronie nieco z tyłu stał blondyn z tępym wyrazem twarzy, przed nim nie było nikogo. Obok niego stała dziewczyna z kokiem ukrytym pod czepkiem, i też przed nią nikogo nie było, następnie… wilk?! Może mi ktoś łaskawie powiedzieć, o co tutaj chodzi?! Czemu w sali jest wilk?!
Byłam tak zaskoczona tym widokiem, że dopiero po dłuższej chwili uświadomiłam sobie, że wpatruję się w wilkowatego bez mrugnięcia okiem. Pokręciłam szybko głową i kontynuowałam.
Za nim stał gościu w okularach przeciwsłonecznych, obok stał koleś z wytatuowaną liczbą „69” na policzku, przed nim też nikt nie stał. Przed ostatni był „Ken-chan” i Yachiru, którzy zajęli swoje miejsce w szeregu a ostatni był białowłosy z dobrotliwym uśmiechem, a zanim niska blondynka.
Po chwili przeniosłam się na drugi rząd i zaczęłam mu się bacznie przyglądać.
Jako pierwsza stała niska kobieta z warkoczami oplecionymi białymi taśmami oraz złotymi kółkami na końcach, a za nią stał gruby mężczyzna obładowany złotem oraz ciastkami w ręce. Następnie była kobieta, która chyba nie wie, że warkocza plecie się z tyłu a nie z przodu, a za nią była popielatowłosa. Obok był czarnowłosy mężczyzna z jakimiś dziwnymi spinkami we włosach, które pewnie oznaczały jego pochodzenie szlacheckie, a za nim stał czerwonowłosy z tatuażami na twarzy oraz szyi. Kolejny z wyglądu przypominał ojca. Miał, co prawda dłuższe niż tata, brązowe spięte w kucyk włosy, twarz nie ogoloną, a w ustach źdźbło jakiejś trawy, do tego na głowie miał słomiany kapelusz i różowe ozdobne haori narzucone na ramiona. Za nim stała kobieta z wielką księga w ręce a na nosie miała okulary. Przed ostatni był wysoki chłopak o białych włosach i turkusowych oczach (obecny wzrost Tośka: 1,89 m). Patrzył na mnie ze zdziwieniem oraz przerażeniem jak bym była kosmitą czy coś w ten deseń, za to ruda kobieta za nim machała do mnie jak szalona z pijackim uśmiechem na twarzy. Na końcu stał owy wymalowany pajac z niebieskimi włosami oraz dziewczyna w krótkim kimonie.
Wróciłam spojrzeniem do białowłosego, miałam wrażenie, że skądś go znam, tylko nie za bardzo wiedziałam skąd. Zaczynało mnie to delikatnie rzecz ujmując denerwować, bo niby skąd mogłabym znać chłopaka z świata umarłych, a jeśli go znałam na ziemi to, czemu do cholery go nie pamiętam! Przecież ma charakterystyczny wygląd i na pewno bym go zapamiętała… i czemu patrzy na mnie z takim przerażeniem!
Z rozmyślań wyrwał mnie głos należący do staruszka na krześle.
-Kim jesteś młoda damo? – Zapytał na wstępie.
-K… Kurosaki Karin. – Na sali rozległy się przyciszone szepty.
-Jesteś siostrą zastępczego shinigami? – Zapytał ten ze spinkami.
-Z… zastępczego shinigami? – Zapytałam zdziwiona. Mężczyzna posłał mi lodowate spojrzenie i zadał pytanie z uzupełnieniem.
-Pytam czy jesteś siostrą zastępczego shinigami. Nazywa się Kurosaki Ichigo. Czy to zbieg okoliczności?
-Nie, to nie jest zbieg okoliczności. Kurosaki Ichigo to mój brat…, ale nie przypominam sobie by był, shinigami. – Znów zdumione szepty. Brodacz po chwili przerwał ożywioną dyskusję na ten temat.
-Doszły mnie słuchy, że przywołałaś Zanpaktou… - Teraz na sali panowała zupełna cisza. Wszyscy w napięciu oczekiwali mojej odpowiedzi, jak by to było coś naprawdę ważnego.
-T… tak… - Wydukałam powoli.
-Podejdź tutaj. – Posłusznie podeszłam do mężczyzny. – Podaj mi swoją katanę.
Trochę zaskoczona podałam mu miecz. Chwilę ją badał, podrzucał sprawdzając wagę, po czym powoli wysunął ostrze. Na klindze z obu stron były delikatne ornamenty kwiatu śliwy biegnące przez całą długość ostrza.
-Jak się nazywa? – Spytał po chwili, wkładając katanę do Sayu.
-Umehime.
-Uwolnij.
-A…
-Genryuusai-dono! – Odezwał się siwowłosy stojący za brodaczem. Na sali podniosła się wrzawa.
-Spokój! Kurosaki Karin uwolnij swoje zanpaktou.
-A…, ale ja nie wiem jak to zrobić…
-Czyżby? A niby jak uwolniłaś Ban-kai. – Mruknął wytapetowany.
-J… ja nie wiem! Naprawdę… moja… moja zanpaktou przejęła wtedy kontrolę nad moim ciałem… ja nie wiem jak to zrobić!
-W takim razie biorę Cię do laboratorium!
-Ani mi się waż Kurotsuchi! – Warknął białowłosy chwytając za katanę.
-SPOKÓJ! – Wszyscy umilkli. – Czy masz coś do dodania Kurosaki Karin?
-Tak. Lecz tym razem rozmawia pan z Umehime. – Nie wiem, jakim cudem znów nie miałam władzy nad ciałem, a głos stał się bardziej melodyjny. – Sama złożę wyjaśnienia.
Wszyscy zamilkli zaskoczeni takim obrotem sprawy.
-Mów.
-Użyłam Ban-kai by chronić własną panią, lecz wiedza o nim została jej odebrana zaraz po tym jak ją wykonałam. Będzie musiała sama przejść wszystkie etapy poznania moich umiejętności nie zamierzam jej niczego ułatwiać.
-Czy to wszystko, co masz do powiedzenia? – Zapytał brodacz.
-Tak.
-Rozumiem. Możesz wracać do siebie. – Po chwili odzyskałam władzę nad ciałem. – Obowiązkowo wstąpisz do akademii.
-A… akademii? – Zapytałam zaskoczona.
-Tak, staniesz się shinigami, bo masz, co do tego predyspozycje. Zaczynasz pojutrze. Jutro wypełnisz papiery o przyjęcie, a do tego czasu pozostaniesz w barakach jedenastego oddziału. Kapitanie Zaraki.
-Tak. – Opowiedział ze znudzeniem.
-Potrenuj ją dzisiaj w kendo.
-Tsch… żebym ją zabił? – Zapytał drapiąc się po skroni. – Nie żebym nie chciał, ale już na pierwszy rzut oka widać, że nie miała miecza w ręce, a o walce nie wspomnę…
-To postarasz się jej nie zabić bokkenem zrozumiano?!
-Tsch. Tak jest.
-Wieczorem dostaniesz szaty, które będziesz nosić w akademii i jutro wprowadzisz się do akademika.
-T… tak jest. Dziękuję. – Ukłoniłam się przed brodaczem.
-To wszystko na dziś, możecie się rozejść. – Wszyscy zaczęli wychodzić, więc stanęłam z boku by wyjść na końcu. Dalej nurtowało mnie pytanie skąd to wrażenie, że spotkałam już gdzieś tego białowłosego chłopaka. Pokręciłam szybko głową w zamyśleniu. Przecież to nie możliwe bym go znała i nie pamiętała.
Po chwili zorientowałam się, że jestem sama w sali, więc szybko z niej wyszłam wielkie było moje zdziwienie, gdy przed wejściem z założonymi na piersiach rękami i opierając się o filar stał turkusowooki. W oczach miał już tylko zdziwienie i troskę.
-Karin… - teraz w jego oczach zagościła radość i ulga.
-Kim… Ty jesteś? – zapytałam. Podświadomość ciągle mówiła mi że powinnam go znać… a tu pustka… ani imienia, ani nazwiska… nic, totalne piękne jak diabli zero.
-No tak… nic nie pamiętasz… - powiedział z bólem dotykając dłonią mojego policzka. Byłam tym zdziwiona, przecież nawet nie wiem jak on się nazywa a ten ni z gruszki ni z pietruszki wyskakuje z takim poufałym gestem. Mimo iż chciałam strącić jego niezwykle chłodną dłoń z policzka nie potrafiłam się na to zdobyć. – Hitsugaya Toshiro.
Chciałam sobie przypomnieć… cokolwiek, co by dotyczyło chłopaka stojącego przede mną, ale gdy zauważył moje próby powiedział cicho.
-Karin, wspomnienia same wrócą… nie wymuszaj ich, bo tylko będziesz cierpieć. – W jego głosie dało się usłyszeć troskę. W tym momencie jego wzrok padł na zawieszkę w kształcie chińskiego smoka. – Dalej go masz…
Uśmiechnął się dotykając ozdoby.
-Tylko nie pamiętam, od kogo… - na te słowa uśmiechnął się tajemniczo. Rozejrzałam się po okolicy i dotarła do mnie przerażająca prawda. Yachiru z Zarakim gdzieś poszli, a mnie zostawili tu samą! I jak ja teraz trafię do baraków jedenastki?! – Hitsugaya-san…
Chłopak skrzywił się lekko jak by się spodziewał czegoś innego.
-Jeśli chcesz, możesz mówić po imieniu.
-D… dobrze. – Powiedziałam lekko zaskoczona tą propozycją. – Toshiro znasz może drogę do jedenastego oddziału?
-Tak, zaprowadzę cię. – Odpowiedział z lekkim uśmiechem, gdy usłyszał, że zwracam się do niego po imieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz