poniedziałek, 23 lipca 2012

Bleach 1.4


Dałem Karin apteczkę i poszedłem do Rukii.
-Ichigo! Ty skończony kretynie! – Wrzasnęła rzucając we mnie Konem. – Po jakiego czorta mnie zabrałeś?!
-Oj, Rukia…, o co ci chodzi?
-Miałeś uciec razem z siostrą a nie ze mną! O to mi chodzi! – Powiedziała uderzając palcem wskazującym w moją pierś. –Co ty sobie myślisz?
-Byłaś nieprzytomna!
-I co z tego?! Twoim zakichanym obowiązkiem jest chronić rodzinę a nie mnie!
-I tak nie mam jak jej chronić! Byłaś nieprzytomna a kondycja Karin jest porównywalna z moją, więc do jasnej cholery daj sobie spokój, co?!
-JA CI DAM… ALE POPALIĆ KRETYNIE!
-Wal śmiało… czekam. – Powiedziałem ze znudzeniem. – Przynajmniej zacznę mieć wyrzuty, że cię uratowałem.
-IDIOTA! – Krzyknęła kopiąc mnie w brzuch, po czym wypchnęła z pokoju. – Przyprowadź tu swoją siostrę… trzeba uzupełnić jej poziom energii duchowej, bo jak nie to będzie z nią źle.
-Dobra. Idę. I nie musisz krzyczeć! – Warknąłem zasuwając drzwi by nie trafiły mnie przedmioty rzucane, przez shinigami.
Ruszyłem korytarzem w poszukiwaniu siostry. Niby taki mały budynek a tak ciężko cokolwiek znaleźć.
-KARIN! KARIN! – Krzyknąłem otwierając drzwi do magazynu. – Gdzie ona mogła pójść?
No super zaczynam gadać do siebie.
-O… Kurosaki-san… - usłyszałem leniwy głos kapelusznika. – Cóż się stało?
-Urahara-san widziałeś moją siostrę?
-Tą, co chodzi w haori należącym do kapitana dziesiątego oddziału? – Zapytał ziewając potężnie.
-Dokładnie tą.
-Zobacz na tarasie, albo w podziemiach… szukała młodego kapitana jak ją spotkałem.
-Dzięki Urahara-san. – Powiedziałem i skierowałem się do najbliższego wyjścia na taras.
Szedłem powoli nie śpiesząc się nigdzie. Raz na jakiś czas zawołałem Karin. Minąłem zakręt i co zobaczyłem?! Pół nagiego shinigami przystawiającego się do mojej siostry!!
-Karin?! – Zapytałem zdziwiony, ale oni nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi. Po kilku sekundach w końcu oddalili się od siebie i Toshiro mocno ją przytulił. – Ej, Toshiro co ty robisz mojej siostrze?!
-Ichinii?
-Karin idź do Rukii. Ona uzupełni twój poziom reiatsu…
-Nie trzeba Ichinii.
-Co za bzdury wygadujesz? Do Rukii.
-Toshiro uzupełnił mój poziom energii duchowej… - powiedziała stając między mną a shinigami. Zupełnie jak by wiedziała, co mi chodzi po głowie. Natomiast białowłosy próbował ją odsunąć jakby spodziewał się ataku i nie chciałby Karin znalazła się na linii ciosu. – Nie będziecie teraz walczyć…
To zdanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że prawidłowo odczytała moje zachowanie… no, ale co się dziwić, w końcu to moja siostra.
-Idź do Rukii!
-Onee-san!! – Tuż przed Karin pojawił się zboczony misiek, czyli Kon, który przymierzał się do „doliny bogów” mojej siostry, ale został z łatwością złapany w locie przez Toshiro. – Puść mnie ja chcę do onee-san! Onee-san przytul mnie do swojej doliny, między pier…
Pluszak nie skończył zdania, bo wściekły Hitsugaya skuł go lodem i wyrzucił w siną dal. Nie muszę wspominać o pulsującej żyłce na skroni kapitana, prawda?
-Rany ci się otworzyły… - powiedziała Karin, gdy otrząsnęła się z szoku, jakim był dla niej zboczony Kon. Oczywiście na mnie nie zwróciła najmniejszej uwagi. – A mówiłam żebyś uważał!
-Hai, hai. – Mruknął przymykając oczy. A następnie oparł podbródek na ramieniu Karin i objął ją w talii.
-Ty się będziesz tłumaczyć przed Rukią! Słyszysz Karin?!
-Taa, a teraz wynocha mi stąd! – Mruknęła sięgając do apteczki, z której zaczęła wyciągać wszystko, co niezbędne. – A ty łaskawie usiądź na podłodze.
***
Z perspektywy Karin.
Zmieniłam opatrunek, lecz to, co zastałam po ściągnięciu starego zbiło mnie z tropu. Otóż szramy skurczyły się o jedną czwartą długości. Toshiro też wydawał się być zaskoczony, ale w końcu skwitował to tylko wzruszeniem ramion, gdy skończyłam go opatrywać.
Zatrzasnęłam wieko apteczki i momentalnie ogarnęła mnie senność. Potrząsnęłam głową by odgonić zmęczenie.
-Karin… powinnaś się przespać.
-Nie, póki nie będę pewna, że niebezpieczeństwo już minęło… - mruknęłam ziewając.
-Nie martw się, Urahara ma rozstawioną potężną barierę ochronną nic się nie prześlizgnie. – Powiedział spokojnie zakładając górę kimona.
-Jesteś pewien? – Zapytałam na pół świadoma tego, co się dzieje wokół mnie.
-Na sto procent. – Powiedział biorąc mnie na ręce.
Wszedł do pokoju i usiadł na podłodze. Siedziałam teraz na jego kolanach a oczy miałam zamknięte.
-Miałeś się nie przemęczać… - Szepnęłam już na granicy snu.
-Śpij dobrze Karin. – Powiedział cicho otulając mnie jakąś tkaniną, po czym całując mnie w czoło. W tym momencie odpłynęłam do krainy snów i marzeń.
***
Kilka godzin później z perspektywy Karin.
Obudził mnie czyjś krzyk oraz głośne przekleństwa. Otworzyłam powoli oczy. Cały czas siedziałam na kolanach chłopaka, a moja głowa spoczywała na jego ramieniu. Odsunęłam się trochę by sprawdzić czy śpi, lecz jak się okazało i on miał szeroko otwarte oczy.
-Obudziłem Cię? – Zapytał poprawiając haori, które zsunęło mi się z ramion.
-Nie… nie ty, ale ci, co się tak wydzierają. Coś się stało?
-Wychodzi na to, że spotkało się dwóch Kurosakich… skutki właśnie słychać. Nie ma jak miły początek dnia.
-Nie dobrze… - Mruknęłam wtulając głowę w jego ramię.
-Czemu tak sądzisz?
-Ja nie sądzę… ja to wiem. Oni się pozabijają, a przy okazji rozwalą sklep i jego otoczenie.
-Urahara zaprowadzi ich do podziemi.
-Jeśli zdąży…
-Karin! Jak mogłaś mi to zrobić?! – Rozległ się krzyk byłego shinigami. Momentalnie poderwałam się na nogi wyczuwając nadchodzący kataklizm. – Jak mogłaś spędzić noc z chłopakiem bez mojej wiedzy i zgody?!
Drzwi do pokoju, w którym znajdowałam się razem z Toshiro rozsunęły się z impetem oraz wielkim hukiem, a w progu pojawiła się zmora mojego dzieciństwa, czyli ojciec.
-Karin… jak mo… - nie dokończył zdania, bo moja stopa wylądowała w jego brzuchu a gdy zgiął się w pół zadałam cios w twarz (też stopą).
-Zamknij się staruchu! Jak zwykle za grosz ogłady!
-A ten chłopak to, kto? Karin! – Wyjęczał trzymając się za nos.
-A, co cię to obchodzi?! Nagle odezwała się w tobie ojcowska troska?!
-Córeczko, dorastasz, powiedz tatusiowi, co cię gryzie a tatuś…
-ZAMKNIJ SIĘ! – Wrzasnęłam wykopując ojca na korytarz, po którym leniwie sunął kapelusznik. Żeby było zabawniej to prócz ojca powaliłam także Uraharę i teraz obaj leżeli na podłodze.
-Co się tutaj dzieje? – Zapytał tym swoim sennym tonem.
-MASAKI! MASAKI… nasza córka…! Nasza córka… - Zawodził jak do księżyca.
-A zamknąłbyś się wreszcie! – Warknął Ichigo bezbłędnie nokautując ojca. – Wybacz Urahara…
-Nie ma, za co Kurosaki-san… cały Isshin. Jak zwykle nader żywotny? – Powiedział siadając po turecku. – Wasz dom będzie gotowy jutro popołudniu. Jakieś pytania?
-Ma pan może jakieś ubrania do pożyczenia? – Zapytałam patrząc na swoje zniszczone spodnie oraz bluzkę.
-Na ciebie, moja droga mam tylko yukatę… może być? – Zapytał podnosząc się z podłogi.
-Oczywiście.
-Dobrze Ururu zaprowadzi cię do łazienki i przyniesie ci rzeczy na zmianę, a z tobą Kurosaki-san… - powiedział uderzając Ichigo złożonym wachlarzem w pierś. – Mam do pogadania.
-Na jaki temat?
-Hm… powiedzmy, że ogólny. Ururu! – Po chwili obok kapelusznika pojawiła się dziewczyna z dziwaczną grzywką. – Zaprowadź pannę Kurosaki do łazienki i przygotuj kąpiel, a właśnie dasz jej niebieską yukatę.
-Dobrze panie Kisuke. – Powiedziała kłaniając się, poczym chwyciła mnie za rękę i poprowadziła w głąb korytarza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz