poniedziałek, 23 lipca 2012

Bleach 2.6


Z perspektywy Karin.
Powoli otworzyłam oczy. Ktoś przykładał zimny okład do mojego czoła.
-Karin-sama… - usłyszałam cichy szept tuż przy moim uchu, nie muszę dodawać, że momentalnie go rozpoznałam?
-Umehime… gdzie ja jestem? – Zapytałam próbując podnieść się z kozetki.
-Proszę odpoczywać Karin-sama, jesteśmy w barakach jedenastego oddziału. – Odpowiedziała cicho poprawiając okład. Nagle na korytarzu rozległy się donośne kroki i odgłos dzwoneczków. Dziewczyna znikła w momencie, gdy drzwi rozsunęły się z hukiem.
-WSTAWAJ I WALCZ!! Ichigo! – Usłyszałam donośny głos a po chwili do pokoju wpadł jak burza wysoki na jakieś dwa metry ciemno włosy mężczyzna. Miał przepaskę na prawym oku, uśmiech psychopaty na twarzy pooranej bliznami i wyszczerbioną katanę w ręku.
Poderwałam się z miejsca i omal nie spadłam z kozetki. Widząc jego szaleńczy wyraz twarzy zaczęłam krzyczeć ile sił w płucach.
-Cisza mi tu! Gadaj gdzie ten piernik Ichigo?! – Kierując ostrze katany w moją stronę.
-J…, jaki Ichigo?!
-Kurosaki, Ichigo. Pomarańczowe włosy…
-Mój brat? Skąd znasz mojego brata?!
-Twojego brata? To, kim ty do cholery jesteś?
-Yachiru ją znalazła!! – Usłyszałam ten sam piskliwy głosik, co na drodze. Po chwili na szyi mężczyzny zawisła różowo włosa dziewczyna z bordowymi oczami.
-Gadaj gdzie jest ten gówniarz! Nawet się nie przywitał!
-Ja… ja nie wiem. Obudziłam się tutaj całkiem sama…
-Obudziłaś… aa cholera, czyli jesteś martwa. Kuso.
-Czego chcesz od mojego brata? – Zapytałam nie wiedząc, czego się po nim spodziewać.
-Jak to, czego… czy to nie oczywiste?! Walczyć! To gdzie on jest? Yachiru, jesteś pewna, że on tu jest?!
-Ken-chan, nie ufasz mi? – Zapytała wydymając usta jak pięciolatka.
-Konkrety Yachiru.
-Ale jesteś Ken-chan! – Wrzasnęła oburzona. Nagle klasnęła w dłonie i zapytała. – Jak masz na imię?
-Kurosaki Karin…
-A Ka-chan! Hmm… nee, nee, nee Ken-chan! – Piszczała uradowana szarpiąc mężczyznę za ramie.
-Czego!
-Ona ma bardzo podobne reiatsu do Ichchiego!
-Yachiru!
-Nani, Ken-chan?
-Idź do Ikkaku i powiedz, że będę z nim walczył.
-Yay! Pachinko ball doko desuka?! – Różowo włosa wybiegła z pomieszczenia podskakując, co chwila.
-Jesteś siostrą tego chłystka?
-Ichigo? T…tak… - odetchnęłam z ulgą widząc, że mężczyzna chowa katanę za pas.
-Mam nadzieję, że walczysz równie dobrze jak on…, choć na szczególnie obeznaną w walce mi nie wyglądasz. Komu zapieprzyłaś, zanpaktou hę? Nie wydaje mi się żeby był Twój.
-Ona… nagle zmaterializowała się na drodze… - powiedziałam szybko nim mężczyzna ponownie wyciągnął swoją katanę.
-Tsch… i myślisz, że w to uwierzę? Kobieta nie będąca, shinigami posiadła zanpaktou. Dobre sobie.
-Ale naprawdę tak było.
-No niech ci będzie, ale jak do cholery uwolniłaś bankai?!
-Ban… co?!
-Ostateczne uwolnienie miecza… - Doszedł nas melodyjny głos z korytarza. Do pokoju wszedł facet, chyba, z obciętymi na pazia włosami i piórami przyczepionymi do brwi oraz oka.
-Yumichika, jak już tu jesteś to się nią zajmij. A co do Ciebie… to jak już tu jesteś to cię podszkolimy.
-Taichou Ikkaku czeka na sali treningowej… - powiedział/-a poprawiając włosy. Następnie podszedł/ podeszła do mnie. – Choć nie mamy dużo czasu.
-Ale… gdzie jest moje kimono? – Zapytałam dopiero teraz widząc, że mam na sobie tylko białą yukatę.
-A, porucznik Yachiru wzięła ją do prania. – Powiedział/-a ciągnąc mnie przez korytarz. Zatrzymał/-a się przed jakimiś drzwiami. Obrócił/-a się przodem do mnie i zaczął/ zaczęła się uważnie przyglądać. Po dłuższej chwili przemówił/-a. – Hmm po dłuższym zastanowieniu, dochodzę do wniosku, że twoje piękno da się odratować i pokazać światu. Umyj porządnie włosy i rozczesz, a ja się nimi później zajmę.
Patrzyłam na niego/ nią jak na wariata/ wariatkę, a on/-a bez ceregieli wepchnął/ wepchnęła mnie do łazienki.
-A!
-Czystą yukatę masz w łazience, jak skończysz to przyjdź do swojego pokoju.
-Mojego pokoju?
-Tak. Na końcu korytarza, porucznik Kusajishi powiesiła już tabliczkę.
-Arigatou. – Posłusznie weszłam do łazienki. Według polecenia homo nie wiadomo o imieniu Yumichika umyłam dokładnie włosy oraz całe ciało.
Po kilku minutach wyszłam z wanny i zaczęłam się wycierać. Wtedy też mój wzrok napotkał zawieszkę w kształcie smoka.
Nie miałam zielonego pojęcia skąd ją mam, ani od kogo ją dostałam… kompletna pustka, jakby wspomnienia o tym zostały wcięte i zniszczone. Z życia pamiętam tylko, że mam siostrę bliźniaczkę, starszego brata oraz chorego na umyśle ojca. Coś mi jednak mówiło, że mam jeszcze kogoś, kogo kocham…, a ten wisiorek to prezent od niego.
Chciałam sobie przypomnieć i mocno skupiłam się ściskając zawieszkę, ale im bardziej się starałam tym bardziej zaczynała mnie boleć głowa.
-IIE! – Zaczęłam krzyczeć w momencie, gdy przed oczami pojawiła mi się jakaś półprzeźroczysta ściana a w około rozbłysło czerwone światło. Chwyciłam się kurczowo umywalki, a ręcznik zsunął się ze mnie. Ból przyćmił wszystko. Powoli osunęłam się na podłogę a z oddali usłyszałam czyjś głos. Ktoś wszedł do łazienki.
Obudziłam się po kilku minutach, lecz nie byłam już w łazience. Leżałam w futonie a obok mnie siedziało homo nie wiadomo i właśnie zmieniało okład. Po dłuższym przyglądnięciu się stwierdzam jednak, że to facet jest.
-Obudziłaś się. – Stwierdził wykręcając ręczniczek. – Jesteś tu zaledwie kilka godzin a już są z Tobą problemy.
-Niespecjalnie przecież… - mruknęła. – Chwila… jak ja się tu znalazłam?
-No przeniosłem cię. – Powiedział ze spokojem.
-ŻE CO?! PRZECIEŻ JA NIC NA SOBIE NIE MAM!
-Masz.
-TY ZBOCZEŃCU TY MNIE UBIERAŁEŚ?!
-Nie. Byłaś ubrana. A teraz z łaski swojej podejdź do lustra. Pozbędę się tej twojej brzydoty.
Nie wiedząc, czego się spodziewać powoli usiadłam przed lustrem, a on rozczesał moje czarne włosy. Część zaczesał na twarz. Po chwili widziałam tylko opadające kosmyki, których pozostałość zaczęła tworzyć sięgającą oczu postrzępioną grzywkę. Gdy skończył z grzywką podciął końcówki z tyłu.
-Słyszałem, że przywołałaś zanpaktou… - powiedział szukając czegoś na stoliku.
-T… tak.
-Uwolniłaś Bankai?
-N… nie wiem… nie pamiętam. A… Ała! Co pan robi?
-Dziwne… nie pamiętasz? Po za tym możesz mówić Yumichika, pan tak brzydko i staro brzmi. – Powiedział upinając moje włosy w jakiegoś wymyślnego koka, z przodu prócz grzywki zostawił luźne pasma włosów. Po chwili namysłu we włosy wpiął mi spinkę ze sztucznymi kwiatami oraz ciemnofioletowe pałeczki z dzwonkami, które odzywały się przy najmniejszym ruchu głowy. – Załóż tabi i będziemy zakładać kimono.
-Ale, po co mnie tak stroisz Yumichika?
-Porucznik kazała Cię ładnie ubrać… ponoć macie iść do Generała.
-A…, ale, po co mnie aż tak stroić? Tamta yukata była ładna…
-Nie narzekaj… ten smok nie będzie pasował do motywu na kimonie. – Powiedział dotykając zawieszki. Nagle jego palcach pojawił się lód. – Co ty wyprawiasz dziewczyno?!
-N… nie wiem!
-Skąd to masz?! Gadaj!
-Nie wiem! Nie pamiętam!
-Czyżby?! Masz szczęście, że lód odpada… Zakładaj tabi. – Podszedł do rozsuwanej szafy i wyciągnął ciemnofioletowe kimono z mocno zdobioną prawą stroną. Motywem były lekko różowe kwiaty i płatki, podejrzewam, że jakiegoś drzewa owocowego jak wiśnia czy śliwa. Do tego zostało dobrane gładkie bladoniebieskie obi, choć nigdy bym sama nie dobrała takich kolorów, okazały się być one trafnym zestawieniem. – Podejdź tutaj.
Yumichika wziął się za odpowiednie założenie i dopasowanie długości do mojej sylwetki. Po godzinie byłam gotowa. Myślałam, że dłużej zejdzie z obi, ale jemu nie sprawiło to najmniejszych problemów.
Zrobił kilka kroków w tył i dokładnie przyglądnął się z każdej strony. Po chwili podszedł do regału gdzie na stojaku leżała moja katana i wziął ją, po czym umieścił za obi, tak bym spokojnie mogła jej dobyć w razie potrzeby.
-Możemy Cię zaprezentować pozostałym. – Wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy w stronę pomieszczenia, z którego dochodziły odgłosy walki.
Weszliśmy do środka i Yumichika podszedł do tej nastolatki z różowymi włosami, która okazała się być jedyną dziewczyną na sali, ale podejrzewam, że także w brakach.
Wszyscy zgodnie wpatrywali się w środek sali gdzie zobaczyłam „Ken-chana” jak nazywała tego wysokiego Yachiru oraz jakiegoś łysego gościa, o którym ile dobrze pamiętam ten wysoki mówił Ikkaku.
Walczyli zaciekle i żaden nie chciał ustąpić drugiemu, jakby to była walka na śmierć i życie. Na zmianę wyprowadzali ataki i kontry, aż czasami  miało się wrażenie że czytają sobie w myślach.
-Yachiru-chan…
-Nie przeszkadzaj. KEN-CHAN GAMBATE!
-Yachiru-chan… za piętnaście minut w oddziale pierwszym jest zebranie Poruczników i Kapitanów.
-A! Ken-chaaan!
-Czego Yachiru. – Ni to zapytał ni stwierdził nie przerywając walki.
-Dziadziuś Yama! Za piętnaście minut~~! – Dziadziuś? O co tu konkretnie chodzi?
-Ech, Madarame dokończymy później.
-Tak jest! – Gdy Kapitan ruszył do wyjścia wszyscy patrzyli za nim, a po chwili widziałam szeroko otwarte szeroko oczy i usta. Po chwili dały się słyszeć szepty, „Kto to jest?” i różne inne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz