poniedziałek, 23 lipca 2012

Bleach 1.5


Z perspektywy Ichigo.
Zostałem sam na sam z kapelusznikiem, a nie wróć na podłodze dogorywa mój jakże kochany ojczulek.
-To, o czym chciałeś porozmawiać Urahara?
-Może przejdźmy do mojego pokoju… Isshin-san nie waż się podsłuchiwać.
-Przecież…
-Bo powiem Tessaiowi żeby rozstawił dla ciebie najmocniejszą barierę, jaką ma w zanadrzu. – Mój ojciec naprawdę jest dziwny. Wydął usta jak małe dziecko, a w kącikach oczu zebrały się łzy. Nic tylko do wariatkowa go oddać.
-Ichigo… - zaczął płaczliwie.
-A daj ty mi święty spokój! – Warknąłem idąc za sklepikarzem. Po chwili siedzieliśmy na poduszkach i piliśmy herbatę. – No to dowiem się, o co chodzi?
-Zacznijmy od mniej przyjemnych wiadomości. – Powiedział naciągając kapelusz na oczy. – Kuchiki-san wychodzi za mąż…
-No to gra…, ŻE CO?! – Wrzasnąłem podnosząc się na równe nogi i pięścią uderzając w stół. – Żartujesz sobie?!
-To nie jest temat do żartów Kurosaki-san.
-Kiedy.
-W sierpniu, czyli z jakieś półtora miesiąca…
-I ona nic mi nie powiedziała! – Krzyknąłem z impetem otwierając drzwi.
Ruszyłem biegiem do jej pokoju. Wpadłem bez pukania w momencie, gdy kończyła wchodzić do swojego gigai. Bez ostrzeżenia zacząłem się wydzierać.
-Rukia! CO TY SOBIE DO JASNEJ CHOLERY MYŚLISZ?! – Bogini popatrzyła na mnie jak na wariata.
-Co masz na myśli Ichigo? – Zapytała spokojnie biorąc od Ririn czarkę herbaty.
-Twój ślub do jasnej cholery! To mam na myśli!!
-Skąd… przeklęty Urahara!!
-Zamierzałaś mi powiedzieć?
-Nie
-Jak miło z twojej strony! – Stwierdziłem ironicznie.
-I, co z tego, że wiesz o moim ślubie?! Co ci to dało Ichigo?!
-Możliwość przeszkodzenia ci w tym. Z kim bierzesz ślub?
-Kusame, Takashi. Pochodzi z drugiego najważniejszego klanu w Soul Society.
-PO MOIM TRUPIE!
-To da się załatwić wiesz? – Powiedziała odkładając pustą czarkę na stół a następnie wstając. – Zawołać Kempachiego z Soul Society?
-Czemu on? A po za tym nie dopuszczę do tego ślubu! Nawet nie znam tego gościa!
-A, co to ma do rzeczy?!
-A ty go znasz?
-Nie, ale niisan…
-Niisan to, niisan tamto! A jak ci powie żebyś przeniosła się do Hueco Mundo to co?! Przeniesiesz się?!
-Tak.
-I mówisz to tak bez zastanowienia! – Wrzasnąłem przyciskając ją do ściany. – Nie pozwolę ci na ten ślub!
-Ty nie masz nic do gadania!
-To się dopiero okaże! – Warknąłem zniżając twarz do jej poziomu.
-Ichigo? – Zapytała niepewnie, gdy przysunąłem się jeszcze bardziej. Teraz stykaliśmy się nosami.
-Nie oddam cię bez walki. – Powiedziałem i z całą stanowczością naparłem na jej wargi. Próbowała się wyrwać, ale pogłębiłem pocałunek. O dziwo Rukia przestała się wyrywać.
Odsunąłem się od niej i zapatrzyłem w granatowe oczy.
-Ichigo… ty… - szepnęła zdezorientowana.
-Nie będzie tego ślubu. – Po tych słowach wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami.
Wróciłem od Urahary i miałem ochotę się powiesić. Za bardzo dałem się ponieść emocjom. Kłótnia? Ok. Nie raz nie dwa to przerabialiśmy, ale pocałunek?! A…! Przesadziłem jak nic. Mam tylko nadzieję, że Byakuya mnie nie dopadnie.
-O wróciłeś… Kurosaki-san.
-A, co miałem nie wracać?
-Ależ skąd, myślałem, że zejdzie ci trochę dłużej. A tak nawiasem mówiąc… to kłócicie się jak stare dobre małżeństwo… - stwierdził spokojnie blondyn zakrywając usta wachlarzem.
-My tak zawsze się…, ŻE CO?!
-To aż dziw, że nie jesteście razem.
-S… skąd wiesz, że się pokłóciliśmy?!
-Jak to skąd? Wydzieraliście się tak, że aż dziw, że was w Szanghaju nie słyszeli. – Powiedział skrywając się jeszcze bardziej za wachlarzem. – Jeszcze jedna sprawa…
-Za wiadomości takie jak o ślubie Rukii podziękuję.
-Nie teraz musimy porozmawiać o ataku hollowów na wasz dom.
-Właśnie Kurosaki, ślub panny Kuchiki to nic w porównaniu z tym co się teraz dzieje.
-Toshiro… ty!
-Dla ciebie kapitan Hitsugaya. – Powiedział wkładając dłonie do kieszeni spodni, tak był już w gigai.
-Spokojnie panowie. Kurosaki-san pamiętasz wycieczkę do Hueco Mundo?
-Jak by to było wczoraj. – Mruknąłem a w głowie pojawił mi się obraz, uśmiechniętej od ucha do ucha, dziecięcej formy Nelliel a w tle przebrzmiało jej sławetne „Itsygo!”.
-To w wspaniale, może zaczniemy od tego, o kogo nam chodzi, bo kapitan Hitsugaya nie będzie wiedział. Ichigo ty powinieneś kojarzyć.
-Co? Ja? Niby, kogo?
-Nelliel Tu Odelschwanck.
-A, co ma do tego Nell?
-A to, że rządzi sobie Hueco Mundo…
-No to mamy bigos.
-Może ktoś rozwinąć myśl? Kto to jest ta Nelliel?
-Arrancar. W postaci pięcioletniej dziewczynki… to tak w skrócie. – Powiedziałem mierzwiąc sobie włosy.
-I to ona przejęła władzę nad Hueco Mundo? – Zapytał białowłosy poprawiając kołnierzyk od koszulki polo.
-Tak. Niby zarządza hollowami, ale jak widać zbytnio jej to nie wychodzi. – Powiedział Urahara.
-Mylisz się. – Mruknąłem zdruzgotany przypominając sobie jak doszło do mojego spotkania z Nell. – Ona nie jest normalnym arrancarem…
-Zapewne jest wielce niezwykłym arrancarem… - Powiedział pobłażliwie Urahara.
-Urahara-san, jej się najzwyczajniej w świecie nudzi.
-Co? – Zapytali równocześnie kapelusznik i kapitan.
-Jak zjawiliśmy się w Hueco Mundo to bawiła się w „wiecznego berka” z swoimi fraccion wrzeszcząc i płacząc przy tym nie miłosiernie. A ja głupi myślałem, że ci fraccion, co za nią biegli chcą ją skrzywdzić, ale nie jej SIĘ NUDZIŁO!
-Spokojnie Kurosaki. To już wszystko jasne. Nelliel…, możesz wejść. – Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo usłyszałem.
-ITSYGOOOOO! – I zostałem znokautowany przez rzeczoną postać. – Itsygo stesknilam siee za tobom!!!!
-Ta… też się cieszę, że cię widzie, Nell.
-TO jest Nelliel? – Zapytał białowłosy. – Rzeczywiście niepozorny arrancar.
-Itsygo kto to jes? Powiec… Itsygoooo! Sinigami? - Powiedziała zezując na Hitsugayę. Przewidując, jaka będzie jej reakcja na wieść o shinigami z pełnymi uprawnieniami spokojnie stwierdziłem.
-Człowiek. – Toshiro posłał mi dziwne spojrzenie, ale nic nie powiedział… kamień z serca. Wystarczy, że Urahara jest jawnym shinigami.
-Na pewno Itsygo?
-Nell daj już spokój… - nasza jakże inteligentna rozmowa została przerwana przez Karin.
-Jest tu Toshiro? – Zapytała niepewnie wchodząc do pomieszczenia.
***
Przyjemną kąpiel przerwały wrzaski Ichigo i Rukii. Westchnęłam cicho. Co jak co ale łazienkę Urahara to ma całkiem dużą. Zanurzyłam się po szyję w wodzie zastanawiając się, o co może im tym razem chodzić.
W końcu uznałam, że trzeba by ich uświadomić, że cała Japonia słyszy ich wrzaski, ale nagle zrobiło się cicho. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam masować sobie kark.
-Kurosaki-san… -rozległ się cichy głos dziewczyny z tą dziwną grzywką. – Yukatę zostawiam w miejscu gdzie położyłaś ubrania. Twoje rzeczy będą gotowe na popołudnie.
-Dziękuję Ururu. – Powiedziałam i zanurzyłam się cała pod wodę, która była rozkosznie ciepła.
Dziesięć minut później wyszłam owinięta w puchaty ręcznik do przedsionka, w którym zostawiłam swoje ubranie.
Ubrałam yukatę, która w moim skromnym mniemaniu nie była niebieska, lecz turkusowa tak jak oczy Toshiro. Żeby było zabawniej to miała jako wzór płatki śniegu, a do tego białe obi. O ile z poprawnym założeniem kimona nie miałam problemu to z pasem wystąpiły i to nie małe.
W końcu po niezliczonych próbach, które zajęły mi ponad piętnaście minut udało mi się poprawnie zawiązać pas.
Z pokoju Urahary zaczęły dochodzić mnie krzyki, ale tym razem jakiegoś pięcioletniego dziecka.
-Na pewno Itsygo?
-Nell daj już spokój… - doszło mnie zza drzwi. Rozsunęłam je niepewnie i zapytałam.
-Jest tu Toshiro? – Przeszłam przez próg pokoju i wszyscy nagle ucichli. Zwłaszcza Ichigo dziwnie na mnie patrzył. No tak od śmierci mamy nie nosiłam yukaty, ani żadnych dziewczęcych strojów. – Przepraszam, że przeszkadzam…
-N… nie skądże… nie przeszkadzasz, właściwie to już skończyliśmy. – Powiedział, Urahara kryjąc się za swoim nieśmiertelnym wachlarzem.
-Itsygooo…, co to za diewcyna? – Zapytała zielonowłosa, którą dopiero teraz zauważyłam. Była dość dziwacznie ubrana, bo w zielony worek z kapturem… nawet nie wiem jak to coś określić. – Czysby twoja diewcyna?
-To moja młodsza siostra Nell. Nell poznaj Karin, Karin to jest Nelliel… arrancar.
-Ja śnie?
-Nie. – Odpowiedział Toshiro. – Chodźmy stąd. Muszą sobie porozmawiać.
Shinigami chwycił moją rękę i wyprowadził mnie z pomieszczenia. Wyszliśmy na taras, a ja nie wiedziałam, od czego zacząć.
-Ładnie wyglądasz w tej yukacie. – Powiedział przytulając się do moich pleców.
-Urahara nie rozróżnia kolorów, powinien przejść się do okulisty. – Mruknęłam wtulając się w jego tors. – Jak tam twoje rany?
-Goją się.
-Zmieniałeś opatrunek?
-Nie.
-Toshiro! Nie możesz cały czas nosić tego samego opatrunku! Naprawdę… i ty niby jesteś ten starszy i mądrzejszy?! – Powiedziałam uwalniając się z jego objęć i nim zdążył się odgryźć ruszyłam w stronę pokoju, w którym spaliśmy. – Poczekaj tu chwilę.
Zabrałam apteczkę a w miedzy czasie on ściągnął koszulkę i zaczął odwijać bandaż.
-Nie tak agresywnie! – Krzyknęłam podbiegając do niego. Popatrzył na mnie zdziwiony jakby po raz pierwszy na oczy mnie widział. – Jeśli zrobisz to zbyt mocno to zerwiesz gazę razem z strupem i będzie krwawić. Usiądź.
-Nie jestem specjalistą od ludzkiej medycyny.
-Ja też nie…, ale w końcu pomagałam w klinice. – Mruknęłam ostrożnie zmiękczając miejsce styku strupa z gazą. – Widzisz… może i trwa dłużej, ale mniej boli.
-Czyli tak traktujesz wszystkich pacjentów?
-A, co zazdrosny? – Zapytałam przybliżając twarz do jego twarzy.
-Nie specjalnie. – Odparł nie patrząc mi w oczy.
-Tak traktuję tylko tych, którzy na to sobie zasłużą. Czuj się wyróżniony. – Mruknęłam owijając go bandażem. – A tak w ogóle to, co to za Nelliel? Różne dziwactwa widywałam, ale jej nigdy.
-Wiem tylko tyle, że jest, arrancarem w ciele dziecka.
-Arrancarem?
-Wiesz o hollowach?
-Tak.
-No to mamy jeden problem z głowy. Arrancar to innymi słowy to hollow, który ściągnął swoją maskę. To tak w skrócie. Jedyne, co mnie dziwi to, to, że ta cała Nelliel jest dzieckiem… jak do tej pory spotykałem się z dorosłymi przedstawicielami jej gatunku.
-I tak po prostu przyszła sobie do tego świata?
-O to już pytaj brata. Ja nic na ten temat nie wiem.
-Kapitanie…! – Rozległo się śpiewne wołanie, a z dachu zeskoczyła rudowłosa shinigami. – Kapitanie kło…!
Kobieta zamilkła w połowie widząc pół nagiego przełożonego.
-Oj… to ja nie będę przeszkadzać.
-Czego chcesz Matsumoto.
-W świecie żywych pojawił się…
-Arrancar, tak wiem. Coś jeszcze?
-Skąd wiesz kapitanie?
-Bo aktualnie rozmawia z Kurosakim i Uraharą.
-Oho… a jak widzę ty w tym czasie nie próżnujesz kapitanie… znalazłeś sobie dziewczynę! – Szczebiotała uradowana zakrywając dłonią usta.
-Matsumoto! – Na skroni pojawiła mu się ostrzegawcza pulsująca żyłka.
-Toshiro, uspokój się, bo ci się rany znowu otworzą! – Jęknęłam, gdy szykował się do opuszczenia swojego gigai. Rudowłosa dopiero teraz dokładnie mnie obejrzała.
-A! Ty jesteś tą dziewczynką, którą zaatakowały hollowy na boisku!! Ua! Kapitanie zaskakujesz mnie!! Aleś ty wyładniała!!
-Matsumoto tylko po to przyszłaś?! – Powiedział spokojnym i lodowatym tonem, co nasuwało myśl, że jest na skraju wytrzymałości, by nie wybuchnąć.
-Nie. – Powiedziała już całkiem poważnie rudowłosa. – Rozkaz od Głównodowodzącego. Kapitanie masz jutro wrócić, do Soul Society.
-Dobrze. Matsumoto jutro robisz za ochronę Karin i jej siostry, gdy będą w szkole.
-Aj! Znów założę mundurek!!
-Matsumoto! Będziesz tam jako shinigami! Ja mam coś do załatwienia.
-Tak jest! – Odpowiedziała salutując, po czym oddaliła się gdzieś.
***
Rozmowa pomiędzy Ichigo, a Nelliel (o ile można by to nazwać rozmową) ciągnęła się w nieskończoność. W między czasie wszystkie hollowy opuściły miasto.
***
Ranek. Z perspektywy Karin.
-Yuzu idę przodem! – Krzyknęłam zakładając buty.
-Czekaj Karin! – Powiedziała w pośpiechu zakładając półbuty. – Masz… twoje obento.
-O dzięki. Itte kimasu!
-Itte rasshai. – Odpowiedział Urahara machając nam do widzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz